Jak (w teorii) działa nawilżający krem do twarzy z witaminą C Belif?
Krem Belif Aqua Bomb Brightening Vitamin C Cream wyróżnia się unikalną kompozycją składników. Kluczowym składnikiem jest stabilna forma witaminy C, znana ze swoich właściwości antyoksydacyjnych i rozjaśniających. Wspomaga ona wyrównanie kolorytu skóry, redukuje przebarwienia i opóźnia procesy starzenia się.
Krem zawiera również opatentowany kompleks Napier’s Aqua Formula, który dostarcza długotrwałego nawilżenia i odżywienia skóry, poprawiając jej elastyczność oraz barierę ochronną. Ekstrakt z owoców dzikiej róży oraz ekstrakt z korzenia omanu wzbogacają skład o naturalne witaminy i antyoksydanty, zapewniając dodatkowe właściwości regeneracyjne i odświeżające.
Obecna jest również witamina E, kompleks kwasów hialuronowych oraz soliród, roślina o właściwościach nawilżających, która pobudza syntezę kwasów hialuronowych. Krem nie zawiera szkodliwych substancji, takich jak parabeny, siarczany czy ftalany, co czyni go produktem odpowiednim dla skóry wrażliwej.
Po mojej dokładnej analizie składu nie było jednak czym się szczycić, bo na drugim miejscu są bazy silikonowe (dimetikon i jego pochodne) oraz gliceryna. Na kolejnych miejscach są kwasy hialuronowe (sodium hyaluronate, hydrolyzed hyaluronic acid, sodium hyaluronate crosspolymer), ekstrakty roślinne oraz dalej witamina C, E, oleje roślinne oraz olejki eteryczne. Jednym słowem – skład w porządku, ale za taką cenę spodziewałam się czegoś o wiele lepszego, bez gliceryny i silikonów.
Belif Aqua bomb brightening vitamin C cream – pierwsze wrażenia, cena i opakowanie
Krem przyciąga uwagę swoim minimalistycznym, plastikowym białym opakowaniem, zapewnia higieniczne użytkowanie dzięki zabezpieczającej nakrętce. Wrażenie robi także lekka, żelowa konsystencja. Brakuje mi efektu chłodzenia i odświeżenia skóry, ale to wystarczy włożyć krem na 10-15 minut do lodówki, by je uzyskać.
Niestety, na tym kończą się zalety kremu, ponieważ ma on dwie duże wady. Pierwszym z nich jest zapach – bardzo chemiczny, nieprzyjemny, przypominający nieco „znoszoną skarpetę”. W niczym nie przypomina zapachu cytrusowego (co sugeruje żółty kolor kremu oraz jego skład – ma olejki eteryczne z rozmarynu, limonki, pomarańczy i pelargonii) i nie ma naprawdę żadnej, nawet minimalnej, przyjemności w jego aplikacji.
Druga wada to cena. Produkt ten jest stosunkowo drogi w porównaniu do niektórych konkurencyjnych kremów dostępnych na rynku – kosztuje bowiem 179 złotych za 50 ml. To drogo, na rynku są tańsze i o wiele lepsze produkty. Wystarczy to sprawdzić chociażby w Rankingu serum do twarzy z witaminą C. Ten sam główny składnik, nieco inna forma, bo serum a nie kremu, ale działanie takie same!
Może jednak to tylko ułuda, wysoka cena i brzydki zapach będą zrekompensowane przez cudowne działanie? Och, gdybym tylko wiedziała…
Jak aplikowałam krem Aqua bomb brightening vitamin C cream?
Po wieczornym oczyszczaniu twarzy i jej dokładnym osuszeniu nakładam cieniutką warstwę kremu i lekko do wklepuję w cerę. I czekam… i czekam… i czekam…
Efekty stosowania kremu Belif Aqua bomb brightening vitamin C cream
Po pierwszej aplikacji, mimo nieprzyjemnego zapachu, już wiedziałam, że ten krem nie będzie ze mną na stałe. W ogóle się nie wchłaniał! Mam cerę mieszaną, niemniej do tej pory nie miałam takiego kosmetyku, po którym twarz całkowicie mi błyszczała i wyglądała na bardzo, ale to bardzo tłustą. Nawet wklepywanie nie pomogło. Użyłam niewiele produktu, a mimo wszystko nadmiar musiałam usunąć chusteczką higieniczną. Czy krem sprawdzi się pod makijaż? Zdecydowanie nie, nie wchłania się, nie wysycha, więc nie ma opcji, by nałożyć na niego kolejny produkt.
Na dodatek nie sposób zauważyć rezultatów w działaniu= nie wchłania się, więc nie ma jak pracować ze skórą. Mimo wszystko starałam się dać mu szansę, chociażby ze względu na to, iż szkoda mi wyrzucać praktycznie całego opakowania. Przez dwa tygodnie uparcie stosowałam ten krem na noc. I codziennie miałam te same trudności – brzydki zapach przy nakładaniu, brak wchłaniania, świecenie cery. Produkt w większości po prostu wtarł się w poduszkę.
Być może to kwestia mojej cery – mieszana – niemniej nic nie tłumaczy tego, że żel nie wchłaniał się w tych właśnie suchych partiach, na skroniach czy na szyi. Chociaż producent obiecuje, że to kosmetyk „odpowiedni do każdego rodzaju cery, zwłaszcza szarej i zmęczonej” to niestety nie mogę nawet stwierdzić, czy nawilża i czy faktycznie likwiduje przebarwienia. Jest to kosmetyk z wyżej półki cenowej, a dla mnie stosunek jakości do ceny wypada kiepsko. Od takiej marki oczekuje innowacyjności, a tu zabrakło nawet przyjemności z użytkowania.
Podsumowanie: jestem tym produktem okropnie rozczarowana. Wcześniejsze doświadczenia z rewelacyjnym nawilżaczem, jakim jest krem The true cream – moisturizing bomb oraz kremem pod oczy Moisturizing Eye Bomb spotkanie z Aqua bomb brightening vitamin C cream okazało się kompletną klapą. Na pewno nie kupię go ponownie. Może dla osób z bardzo suchą cerą będzie to dobry kosmetyk, jednak dwa razy zastanowiłabym się, czy warto od razu sięgać po kosmetyk za 179 złotych.
Plusy
- Rozświetlenie skóry: zawartość witamin C i E pomaga w rozjaśnieniu cery i nadaniu jej promiennego wyglądu.
- Działanie antyoksydacyjne: obecność witamin C i E chroni skórę przed działaniem wolnych rodników.
Minusy
- Zapach: zapach kremu przypomina kostkę toaletową, co może być nieprzyjemne
- Cena: produkt jest dostępny w cenie około 179 zł za 50 ml, co może być wysoką kwotą dla niektórych użytkowników.
- Efekty: w moim przypadku świecenie skóry i brak wchłanialności.
- Brak jakichkolwiek efektów działania!